Relacja X zlotu CG w Sobieszewie, 22-24 kwietnia 2005
Andres: Nadal żałuję, ale na zlot nie przyjechałem... Pewnie zaczęło się jak zwykle, czyli świetną zabawą?
V3Wi: Zjechaliśmy się tradycyjnie w piątek wieczór, trochę to trwało. Ktoś powiedział, że są kłopoty z ogrzewaniem,
a tu temperatura miała spaść poniżej zera. Ale mile zaskoczono nas ogniskiem i integracja przebiegała prawidłowo. Po dwóch
godzinach ogień zaczął przygasać, drewno się skończyło i przenieśliśmy się do sali wynajętej specjalnie dla nas (nikogo
innego i tak tu nie było). Ochoczo przystąpiliśmy do dyskusji wspomaganych solidną konsumpcją wódki. Nie zabrakło
klasyków (dowcipy o koniu...), zresztą Marki i Hołek polewali. Tego wieczoru miało też miejsce rozstrzygnięcie
pierwszego z konkursów - w kategorii "najgłośniejszy wydech" Lucifer Kamila nie dał reszczcie żadnych szans.
A: Coś mi to mówi...
V: Po północy towarzystwo zaczęło się wykruszać, część pojechała do domu, inni - pozytywnie zresetowani - udali
się do domków. Około 2 w nocy trafiłem do jednego z nich. Co działo się z resztą ciężko powiedzieć. Rano była pobudka,
prysznice, śniadanka, zmuszony byłem zasępić kawę... (ale mniejsza o to). Potem jedna z grup (w tym ja) pojechała na
wycieczkę do Trójmiasta, a reszta robiła cokolwiek...
A: Potrzebne będą ich zeznania.
V: Owszem, przydadzą się dla pełnego obrazu zlotu..Tak czy inaczej, większość pojechała najpierw do
Sopotu. Mały lans w okolicach Monte Cassino/molo (dobra Calibra to taka, która po zerwaniu lacza w tym miejscu
złapie przyczepność dopiero pod Grand Hotelem). Potem spacer na molo. Niestety, było częściowo zamknięte ale czas
upływał wesoło, głównie dzięki popisom Dziedzia na wspomaganiu z balonu napełnionego helem.
A: Na molo śpiewaliście jakieś piosenki o białych łabędziach?
V: Nie, tylko Dziedzio różne rzeczy opowiadał. Ubawieni poszliśmy w górę Monte Cassino. Ja osobiście szukałem
bankomatu z Sylą i Luksim, reszta zaległa w okolicach McDonalds'a. Potem przeszliśmy do samochodów i pojechaliśmy do
Gdańska na obiad. Zarezerwowałem odpowiednią ilość miejsc w restauracji z kuchnią śródziemnomorską.
A: Jakieś kaskadowe kontrole prędkości?
V: Też, ale do tego dojdziemy. Przy wyjściu niespodzianka. Niektórzy byli tego dnia pasażerami więc raczyli
się złocistym napojem z pianką. Butelki w ich rękach najwyraźniej nie spodobały się przejeżdżającemu patrolowi policji.
Padła jedna ofiara, ale dzięki refleksowi jednego z klubowiczów (nie powiem którego) skończyło się na pouczeniu. Patrol
pojechał, a my nadal rozbawieni pojechaliśmy na gokarty. To był kolejny punkt programu. Dużo opowiadać nie trzeba. Adrenalina
i dobra zabawa, nikt nie pamięta wyników, ale czy to ważne? Pozostał jednak niedosyt - za krótko!! Po dalszych
pogaduchach kolonia dostała czas wolny i rozjechaliśmy się w różnych kierunkach, było po 17:30.
A: To już czas na kolejną imprezę.
V: Tak tak, ale na zlotach nawet droga powrotna może być ciekawa. Nie obyło się bez wyścigów spod świateł
(w tym jeden z zaskakującym wynikiem) i zwiedzania robót drogowych w centrum Gdańska, zaplanowanych zresztą na
dwa lata...
A: Wygładzaliście piasek dokładkami zderzaków?
V: Dziedzio wygładził nawet asfalt, a właściwie to asfalt wygładził jego zderzak.
A: Kamil się ucieszył.
V: Lakierowanie odbyło się już następnego dnia. Wracając do tematu. Na wylocie z trójmiasta dołączył do
nas przyjazny motocyklista. Od razu skojarzyłem - to nasz dawny klubowy kolega Arci.
A: Pewnie chciał, żeby go przeprosić za sprzedaż Silver pewnej osobie, haha?
V: Nie da się ukryć, był oburzony . Diabeł nas podkusił, by spróbować wyścigów z rolowanego.
W akompaniamencie ryku dziesięciu cylindrów (+nie mam pojęcia ile, ale chyba dwa w motorze) goniliśmy go z
Amorphisem, a wyjeżdżając zza zakrętu wpadliśmy na przenośny fotoradar. Hm, dziś dostałem telefon z komendy
ruchu drogowego. Podobno mam zdjęcia do odbioru? Mam nadzieję, że chociaż ładnie wyszedłem.. W końcu, prawie
bez dalszych przygód (poszła jedna z dokładek na moście pontonowym), wróciliśmy do ośrodka. Minęła godzina na
podziwianiu motoru Arciego i na sesjach zdjęciowych. Dołączyła reszta osób i można było rozpocząć to co tygrysy
lubią najbardziej - imprezę!
A: Ja naprawdę nie mogłem przyjechać na zlot!!!
V: Słusznie żałujesz. Zaczęliśmy od wyborów najładniejszej Calibry zlotu - walka była wyrównana, pojedyncze
głosy zaważyły o wyniku. Wygrał Dziedzio i jego (może powiem to po angielsku Black Bitch), przed Nimphe i mną.
Zwycięzca otrzymał puchar, z którego musiał wypić piwo, choć mocno się sprzeciwiał, ale cóż znaczy siła złego na
jednego :). Potem był kolejny konkurs: literacki (naprawdę). Spojler, ufundowany przez gdańską firmę Hanord, wygrał Greef, wspierany przez Madźkę. Ich "Oda
do Calibry" to naprawdę klasa sama w sobie. Zachował się rękopis tego dzieła (a jak!)... W dalszej części wieczoru
kontynuowaliśmy "konsumpcję", próbowano czarów (nic strasznego, parę siniaków, mniejsza o szczegóły), ale tego
wieczoru moc nie była z nami. Dosyć wcześnie (w końcu to sobota), towarzystwo po angielsku się ulotniło (wódka
zresztą też). Na szczęście Amorphis trzymał skrzynkę piwa na czarną godzinę. W bagażniku, oczywiście. W końcu
zostaliśmy w trzech, przenieśliśmy się do domku, a chłopaki dzielnie trzymali się do białego rana. Ja nie wiem nawet
kiedy zasnąłem.
A: Gdyby taki zlot trwał cały tydzień...
V: Oj, to by się działo! Rano pobudka, pogoda zrobiła nam figla, temperatura spadła, do tego zanosiło się
na deszcz. Udaliśmy się na śniadanie do pizzeri w Sobieszewie, tam po konsultacjach zrezygnowaliśmy z przejazdu
do Gdyni. Część osób musiała wracać do domu, pozostali też byli zmęczeni tempem poprzednich dwóch dni.
A: Czytelnik odetchnie z ulgą...
V: Jeżeli czytelnikowi zrobi się miło, to niech wie, że jeden z autorów tej relacji też oddycha z ulgą...
Pożegnaliśmy się więc wszyscy i w doskonałych humorach, z bagażem cudownych wspomnień rozjechaliśmy się do domów.
W tym miejscu ogromne podziękowania dla organizatorów, czyli niezastąpionej Idy i Dziedzia, to w dużej mierze dzięki
ich wysiłkom zlot był tak udany!
A: Jakieś przesłanie dla osób, które wahają się, czy przyjechać na kolejny zlot?
V: Wypada powiedzieć tylko: Jeżeli nie zamierzacie przyjechać, to żałujcie już dziś!
V3Wi & Andres74
|