5. Internationales Calibra Treffen - Nürburgring, 6-8 sierpnia 2004
Wśród polskich Calibrowiczów legenda o międzynarodowym zlocie Calibr w Niemczech, jako o największym i
najważniejszym wydarzeniu dla każdego miłośnika tego modelu Opla, krążyła od dawna. Dwa lata temu na zlot
pojechali Shark, Adach i Ralph. Ubiegłoroczne ICT było półoficjalne, więc wiele osób uznało je za niebyłe. W
tym roku organizatorom udało się przywrócić dawną świetność i na zlot przyjechało prawie 250 Calibr.
Przypomnijmy, że nasze polskie zloty (CT) gromadzą do sześćdziesięciu aut, a i to jest rzadkością.
Ostatecznie pojechaliśmy dwoma samochodami: Shark i Adach w Bad Toysie oraz Andres74, Misio i Wachacz w Magnum. P
rawie na miejscu spotkaliśmy się z Zakim. Cel był następujący: tor Nürburgring pod Bonn znany z licznych
wyścigów samochodowych.
Niemcy zorganizowali zlot jako imprezę towarzyszącą wyścigom old timerów, które miały zgromadzić 80-tysięczną
publiczność. Jest to doroczne spotkanie wielu fanów motoryzacji, przygotowane z dużym rozmachem, ale o tym
mieliśmy dowiedzieć się dopiero na miejscu, gdyż wyjeżdżając myśleliśmy głównie o zlocie ICT. Ruszyliśmy
wcześnie rano (lub póĄno w nocy, jak kto woli) - Bad Toys trasą północną przez Słubice, Magnum południem przez
Zgorzelec. Droga do granicy była typowo polska, za to w Niemczech jazda po autostradzie była już prawdziwą
przyjemnością, jeżeli nie liczyć upalnego dnia. Spotkaliśmy się pod Jeną, ponad 200 kilometrów od granicy.
Ekipa Magnum musiała poczekać na Bad Toysa prawie trzy godziny, ale humory dopisywały więc czas ten minął
dosyć szybko. Dalej jechaliśmy już razem: duet Bad Toys i Magnum znowu był na drodze :) Ha! Cała trasa liczyła
prawie 1000 km, zależnie od miejsca wyjazdu, ale od Jeny pozostało już tylko 350 km autostradą i trochę ponad
100 km drogą krajową. Na tym ostatnim odcinku spotkaliśmy się z Zakim. Na miejsce dotarliśmy około 20:00.
Znaki drogowe podawały odległość do Nürburgring, ale obecność wielu sportowych samochodów na drodze również
wskazywała, że do celu jest coraz bliżej. Przy restauracjach stały liczne Porsche, minęła nas grupa Ferrari,
co chwilę widać było kabriolety, roadstery i inne nietypowe samochody. Przy wjeĄdzie na pole namiotowe
zapłaciliśmy 21€ od samochodu oraz 13€ za przejazd po torze przewidziany na niedzielę. Od trybun
toru oddzielało nas kilkadziesiąt metrów: dwupasmowa droga, szeroki pas parkingu, a dalej były już zabudowania
widoczne z naszego stanowiska. Dookoła pełno ludzi i samochodów. W chwili naszego przyjazdu stało już ponad
150 Calibr. Trochę się tam pokręciliśmy (prawie Powolny Objazd Miasta z tego wyszedł) i wreszcie znaleĄliśmy
miejsce. Yes! byliśmy na 5. zlocie ITC, 1000 km od domu, po ponad dwunastu godzinach drogi. Dookoła wspaniały
widok: Calibry, Calibry i jeszcze raz Calibry. Było już dosyć póĄno, więc rozbiliśmy namioty. Po krótkim
obchodzie zaczął się typowo biwakowy wieczór: mycie, grillowanie i piwkowanie. Samochody nadjeżdżały do póĄna
w nocy. Nasza imprezka we własnym gronie trwała zaledwie do północy, ale większość z nas nie spała od wielu
godzin, więc wynik można uznać za przyzwoity.
W sobotę obudził nas ryk silników. Wyścigi na torze, który był przecież tuż obok zaczęły się już o ósmej rano.
Z ulicy było też słychać "normalne" samochody, o trochę bardziej basowym niż zazwyczaj brzmieniu. Również na
polu namiotowym zaczął się spory ruch, gdyż wiele osób przyjechało dopiero w sobotę. Poszliśmy obejrzeć Calibry:
oprócz Niemców, było około 30 samochodów z Holandii, kilka z Czech i Austrii, pojedyncze z Belgii i kilku innych
krajów. Co najmniej kilkanaście Calibr Last Edition, najwięcej silników 16V Ecotec, sporo Turbin i V6,
natomiast "zwykłe" ósemki były w mniejszości. Zrobiliśmy kilkaset zdjęć więc można wszystko dokładnie obejrzeć.
Silniki czyste, samochody ogólnie zadbane, często po lekkim tuningu, rozmaite felgi. W kilku dopracowany sprzęt
audio i przerobione wnętrze, wiele Calibr z kubełkowymi fotelami, skórzaną tapicerką i ciekawymi felgami. Dwie
Calibry Cabrio, jedna targa. Aut po przebudowie kalibru "Magnum" nie było, co należy chyba tłumaczyć aktywnością
niemieckiego instytutu TÜV. Niewątpliwie najciekawsza była wiernie odwzorowana Calibra V6 4x4 DTM z oryginalnymi
DTM-owskimi poszerzeniami, wyglądająca dokładnie jak w czasach, gdy Calibra startowała i zwyciężała w wyścigach
na torze, również w Nürburging. Kilka samochodów z tylnymi lampami lexus look, kilka innych z okrągłymi lampami
diodowymi. Było na co popatrzeć, przyjechała też Calibra z katalogowo założonym zestawem GTB Race w
jasnoniebieskim kolorze. Z silnikiem MV6...
Po obchodzie pojechaliśmy na zakupy do pobliskiego Adenau. Droga była kręta, na ulicach tego uroczego miasteczka
parkowały lub dostojnie przejeżdżały sportowe auta. Po pewnym czasie ich obecność przestała nas dziwić, co nie
znaczy, że przestała zachwycać. Ostatecznie byliśmy wśród swoich, wszystkich łączyła wspólna pasja. Z tym, że
najnowsze modele Mercedesa, BMW i Audi nie robiły już na nas żadnego wrażenia. W porównaniu z samochodami jakie
zjechały się do Nürburgring wydawały się one jakieś takie... zwyczajne. Z ciekawostek, oprócz Hammera i BMW M1
(sic!), zauważyliśmy Modenę 360 Spider, której właściciel robił zakupy w discountcie Lidl. Być może po zakupie
samochodu nie starczało mu już pieniędzy na droższą żywność, tego nie wiemy. W końcu my też kupowaliśmy właśnie
w Lidlu. I tak trzymać! Ale czy pozwoli nam to na zakup Ferrari?
Wczesnym popołudniem Calibry zaczęły ustawiać się przy wyjeĄdzie z obozowiska. Okazało się, że będzie bonusowy
przejazd po torze dla wszystkich Calibr. W Nürburgring, oprócz toru F1, jest drugi tor (Nordschleife) o długości
ok. 28 kilometrów, na który każdy kierowca może wjechać po opłaceniu określonej kwoty. Zatem pojechaliśmy. Ruch
i wyjazd z pola na ulicę był kierowany przez personel toru, co było dużym ułatwieniem dla naszej licznej grupy.
Już na samym początku przejechało obok nas Ferrari Enzo (tylko 395 sztuk na świecie), minęliśmy stanowisko
samochodów OMC (pamiętacie te niezwykłe pojazdy z filmu "Powrót do przeszłości"?) oraz TVR'ów (w Polsce raczej
się ich nie spotka). Widzieliśmy Cobry, Caterhmy, Corvetty, Ople Speedstery, stare Alfy i Maserati oraz jedno
BMW Z1. Na torze ustawiono Calibry w dwóch rzędach i był widok robiący ogromne wrażenie. Nie wszyscy
przyjechali, ale i tak było ponad sto aut. Czekając na start mogliśmy obejrzeć zaplecze tego toru: kasy, personel
kierujący ruchem i wprowadzający na tor, kilka budynków restauracyjnych oraz liczne grono widzów i duża liczba
sportowych samochodów oraz motorów, które nieustannie wjeżdżały i zjeżdżały z toru. Patrzyliśmy na naszą grupę
Calibr ze świadomością, że zaraz nadejdzie nasza kolej. Atmosfera była znakomita. W końcu przyjechaliśmy tu po
to, aby przeżyć takie właśnie chwile. Była też krótka chwila smutnej refleksji, że Niemcy nie tylko mają
znakomite drogi i potrafią promować sporty motoryzacyjne, ale że już wiele lat temu potrafili zbudować tor, na
którym każdy kierowca może spróbować swoich sił, nie stanowiąc przy tym zagrożenia dla ruchu na publicznych
drogach. Poza tym można było wynająć rajdową wersję Vipera lub BMW M3 z kierowcą, który objeżdżał tor w
prawdziwie sportowym stylu. Nasza grupa była pilotowana przez samochód prowadzący, dosyć szybko rozciągnęliśmy
się po torze choć i tak było gęsto, prędkości nie były zbyt wysokie, do 130 - 150km/h, gdyż przeważały zakręty,
zbudowane na różne sposoby, z różnym nachyleniem. Zabawa była znakomita. Pozostał niedosyt, ale na tor mieliśmy
powrócić jeszcze następnego dnia.
Po zaimprowizowanym "obiedzie" poszliśmy na właściwy tor Nürburgring. Bilet na ITC dawał nam zniżkę przy
wejściu, zapłaciliśmy zatem po 34 za trzy dni (piątek, sobota i niedziela). Żeby przekonać się o rozmachu całej
imprezy należy obejrzeć zdjęcia, gdyż nie sposób wszystko tu opisać. Można ją jedynie porównać do
międzynarodowych targów: olbrzymia przestrzeń, tłumy ludzi, ogromna ilość najróżniejszych samochodów, zarówno
typowo wyścigowych, jak i bardziej "cywilnych" (dziesiątki Ferrari, Maserati, Porsche), trybuny wypełnione
widzami, pitstopy przy torze obstawione przez ekipy techniczne. Samochody ścigały się od rana, właściwie co
godzinę odbywał się wyścig po ok. 15 okrążeń na torze. JeĄdziły samochody z lat 30., 50. i 60. oraz te trochę
nowsze. Ich wspólną cechą był ogromny hałas, jaki wytwarzały, moc i wyjątkowe rozwiązania techniczne. Zachwycały
np. piękne ośmiocylindrowe silniki z gaĄnikami i krótkim wylotem po prostu osadzone na ramie i czterech kołach.
Trudno było oprzeć się wrażeniu, że to co robimy z naszymi Calibrami jest tylko niewinną zabawą. Właściciele i
piloci zarazem rzadko byli osobami młodymi, towarzyszyły im ekipy techniczne z całym zapleczem (w samochodach
ciężarowych). Wszędzie widać było spore zaangażowanie, również poniesione nakłady na to dosyć kosztowne hobby.
Zaletą wyścigów "old timerów" była możliwość wejścia do pitstopów, w których stały samochody, co jest niemożliwe
np. podczas wyścigów Formuły 1. Można było obejrzeć, dotknąć i sfotografować. Wiele zdjęć zrobiliśmy również na
standach Ferrari i Porsche. Obecne były właściwie wszystkie modele tych dwóch marek. Wrażeń było sporo, ale po
kilku godzinach chodzenia w upale i siedzenia na trybunach, wróciliśmy na pole namiotowe.
Tego dnia gościliśmy się u naszych sąsiadów (Tom i Stefii), którym wcześniej pomogliśmy rozstawić duży namiot,
w sam raz na wieczorną imprezę. W oczekiwaniu na grilla pokazali nam zdalnie sterowaną miniaturową Calibrę (25
cm długości). Do zabawy dużo nam nie trzeba, więc wypróbowaliśmy ją zarówno na nawierzchni asfaltowej, jak i
szutrowej. Zgodnie z oczekiwaniami lepiej spisywała się na asfalcie. Przez dobrą godzinę ścigaliśmy się w
slalomie między butelkami osiągając czasy rzędu 30 sekund! Mini-Cali miała napęd na tylne koła, więc robienie
hołków przychodziło dosyć łatwo. Jednak nad układem kierowniczym należałoby jeszcze popracować. Zbyt
bezpośredni, heheh. Niestety baterie się wyczerpały, więc zmieniliśmy zabawki.
Szybko się okazało, że grono znajomych rośnie, a nasze zapasy mocnych trunków są niezbyt bogate. Dlatego trzy
osoby wybrały się na kolejne zakupy, a reszta szykowała jedzenie na grillu. Porozumiewaliśmy się częściowo po
angielsku, częściowo po niemiecku, francuski nie był wykorzystywany. Tradycyjne picie odbyło się w wersji
łagodniejszej niż zazwyczaj ma to miejsce na zlotach CT i CG. Ale i tak jesteśmy przekonani, że niektórzy będą
długo wspominać jak to z Polakami wódkę pili. Około północy było u nas ponad dwadzieścia osób, u Zakiego grała
muzyka, Magnum świeciło ksenonami, a Bad Toys podświetlał trawę na niebiesko. Na całym polu namiotowym pozostało
tylko kilka świateł, większość zlotowiczów położyła się już spać. My dociągnęliśmy do drugiej w nocy i w
znakomitych humorach również poszliśmy się położyć.
Niedziela była ostatnim dniem zlotu. Wstaliśmy póĄno (o 9.00), znowu na torze ścigały się samochody. Poranek
spędziliśmy na materacach popijając wodę i soczki - konieczna była kuracja po poprzedniej nocy. O jedenastej
Calibry zaczęły się ustawiać do kolejnego przejazdu po torze i tym razem pojechali tam prawie wszyscy. Na drodze
dojazdowej panował większy ruch niż w sobotę, dlatego na tor wjeżdżaliśmy i ustawialiśmy się przez ponad
godzinę. Było gorąco, mieliśmy czas, by popatrzeć na inne Calibry i na samochody wjeżdżające na tor. Z
ciekawostek zauważyliśmy autobus wypełniony turystami, który również pojechał na torze Nordschleife!!!
Praktycznie była to powtórka z poprzedniego dnia, ale tym razem było jeszcze więcej Calibr, więc atmosfera była
jeszcze lepsza. Przejazd po torze wypadł całkiem dobrze, znaliśmy już trochę zakręty i wiedzieliśmy czego się
spodziewać. Niestety Zaki został w obozowisku z powodów technicznych. Przy okazji pragniemy podziękować tym,
którzy pomogli mu naprawić alternator. Zjazd z toru trwał prawie tyle co wjazd, gdyż ronda i drogi były
zatłoczone.
Przejazd był właściwie jedynym oficjalnym punktem programu. Po jego zakończeniu uczestnicy zlotu zaczęli się
pakować i wyjeżdżać. Około 15.00 na polu było już niewiele samochodów, Zaki musiał wracać, nasi sąsiedzi
również, więc zostaliśmy w piątkę. Zapakowaliśmy wszystko do Calibr i ponownie poszliśmy na tor. Tym razem
większą część czasu spędziliśmy w pitstopach przypatrując się dawnym samochodom. Było mniej zwiedzających,
więc mogliśmy wszędzie wejść. Obejrzeliśmy też Countacha oraz odnowionego Mercedesa 540K z 1937 r. o wartości
1.500.000€, niebieskie Venturi, stare i nowe Ferrari (w tym Enzo), Porsche Carrerę GT, itd. Na koniec weszliśmy
na trybuny, by popatrzeć na jeden z ostatnich wyścigów. Wróciliśmy do naszych Calibr po ok. 4 godzinach.
Odświeżyliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Ze zlotu wyjeżdżaliśmy jako ostatni.
Należy podkreślić, że na ICT zostaliśmy ciepło przyjęci przez pozostałych Calibrowiczów. Dużym zainteresowaniem
cieszyło się Magnum Andresa. W ciągu tych kilku dni podeszło bardzo wiele osób, by zrobić zdjęcia i powiedzieć,
że jest to ciekawie zrobiony samochód, z czego chyba wszyscy byliśmy zadowoleni, by nie powiedzieć dumni. Nasza
obecność została jak najbardziej zauważona.
Z kwestii praktycznych należy podkreślić spokój i porządek, jaki panował przez cały czas trwania zlotu. Nie było
awantur, prysznice i toalety stały tuż obok i cały czas były sprzątane. Wszyscy zbierali śmieci do worków. Są to
być może bardzo przyziemne sprawy, ale przecież nadal pamiętamy, jak w ubiegłym roku po ATS-ie w Toruniu
pozostało jedno wielkie pole pokryte śmieciami, a w Modlinie kolejka do toalet liczyła ćwierć mili.
Wracaliśmy do domu przez mniej więcej kolejne dwanaście godzin. Jechaliśmy nocą, więc drogi były w miarę puste,
mogliśmy w kilku miejscach jechać dosyć szybko. Zatrzymaliśmy się kilka razy, zatem mieliśmy okazję, by
skomentować miniony zlot. W Burger Kingu obsługiwała nas Polka mieszkająca w Niemczech, ale niestety do Polski
wracać z nami nie chciała... Granicę przekroczyliśmy nad ranem. W domu był czas na odpoczynek.
W ciągu trzech dni przejechaliśmy ponad 2000 km. Wiele zobaczyliśmy i przeżyliśmy w tak krótkim czasie. Nasze
polskie zloty są ciekawe, ale po prostu inne, żaden z nich nie jest w stanie zapewnić nam tylu atrakcji. Przez
cały czas żałowaliśmy, że przyjechało nas tak niewielu. Ten opis jest dosyć przydługawy, ale chcielibyśmy
zachęcić szersze grono do wspólnego wyjazdu za rok. Warto zarezerwować sobie czas i pieniądze, aby móc pojechać
na 6. ITC w Nürburgring. Mamy wiele Calibr, które możemy pokazać naszym sąsiadom.
Zatem do zobaczenia na wrześniowych zlotach.
A za rok jedziemy ponownie!
Zdjęcia ze zlotu na niemieckiej stronie
oraz na holenderskiej stronie
Andres74
|