Relacja VIII zlotu CG w Pieczyskach, 19-21 listopada 2004
Tej jesieni zima pokrzyżowała plany nie tylko drogowcom. Kilka osób nie dojechało na zlot z powodu dużych opadów
śniegu, a niektórym droga zajęła kilka godzin. W Pieczyskach k/Koronowa, kilkanaście kilometrów od Bydgoszczy,
zlot odbył się po raz drugi. Był to VIII zlot CG, ostatni w sezonie 2004.
Miejsc w ośrodku było pod dostatkiem. Jako pierwszy przyjechał Wodnik, zaraz potem zjawił się Dziedzio. Późnym
wieczorem grupa była już na tyle liczna, że przenieśliśmy się do restauracji, gdzie zostaliśmy do godz. 2:00-3:00
w nocy. Najpóźniej dojechała "północ", niestety nie w komplecie. Od poprzedniego zlotu minęło już wiele tygodni,
więc jak zwykle cieszyliśmy się ze spotkania.
Sobotę zaczęliśmy dosyć późno, a były powody, żeby się spieszyć, gdyż program na ten dzień był dosyć długi. Po
śniadaniu pojechaliśmy do Bydgoszczy, a następnie do Torunia. Jechało kilkanaście Calibr, nie obyło się bez
postoju na stacji benzynowej, dzielenia grupy z powodu ruchu na drodze i hamowania przed radarem. W sumie
przejechaliśmy sporo kilometrów, co mogło nas tylko cieszyć. Pobyt w piernikowym mieście zaczęliśmy od
zaparkowania pod mostem i seansu w planetarium. Kopernik z całą pewnością byłaby z nas dumna. Humory dopisywały,
więc obsługa planetarium miała wątpliwości, czy wytrzymamy w ciszy przez kilkadziesiąt minut. Pokaz gwiazd na
niebie w poszczególnych porach roku niektórych bardzo zainteresował, inni skorzystali z miłego ciepełka,
pochylonych foteli i ogólnego półmroku na ucięcie sobie krótkiej drzemki (a niektórzy po piątkowej nocy tego
potrzebowali).
Śniegu w Toruniu nie było, ale temperatura była dosyć niska. W planetarium odnalazła nas zamówiona pani
przewodnik, która miała oprowadzić CG po Starówce. Wprawdzie Marki zaznaczał, że jesteśmy dosyć młodą grupą i
prosił o skierowanie do nas kogoś z naszej grupy wiekowej, ale ostatecznie naszym przewodnikiem okazała się
całkiem żywotna starsza pani (w stylu Ireny Kwiatkowskiej). Ponieważ zaczęło się niezbyt pozytywnie (na początku
dowiedzieliśmy się, że zwiedzanie potrwa 2-3 godziny), dalej mogło być już tylko lepiej. Pani przewodnik
doskonale wywiązała się ze swojej roli i przekazała sporo ciekawych informacji o historii Torunia. Zwiedziliśmy
przy tym dwa kościoły, rynek, główne ulice, poszliśmy pod dom Kopernika i na ruiny krzyżackiego zamku. Pomimo
zimna wytrwaliśmy.
Z toruńskiej wycieczki należy odnotować trzy "incydenty" - całowanie mosiężnych żabek przy fontannie (żeby wrócić
do Torunia - żabkom pieszczoty na pewno się spodobały), stawanie pod krzywym domem (na szczęście) oraz skok psa
Magnezza. Nygga (młody wilczur) dobiegł razem z nami do murku, przy którym chcieliśmy zrobić zdjęcie i przez
murek przeskoczył. Okazało się jednak, że z drugiej strony jest kilkumetrowa skarpa i pies (nieco zdziwiony
swoim wyczynem) spadł z wysokości drugiego piętra. Na szczęście nic mu się nie stało, za to przysporzyło mu
wielbicieli i wielbicielek. Kilkanaście minut później pożegnaliśmy się z panią przewodnik i wróciliśmy do
Bydgoszczy (co trochę trwało), gdzie czekała nas gra w bowling.
Tory były zamówione na 20:00, więc mieliśmy trochę czasu na obiadokolację. Większość została w centrum
handlowym, gdzie był tor, kilka osób pojechało do innego lokalu. Wtedy też pojawił się Amorphis oraz Kamil.
Właściwie trudno wymienić wszystkich uczestników zlotu, ale na bowlingu stawiło się około trzydziestu osób.
Wcześniej skorzystaliśmy jeszcze z rozmaitych elektronicznych gier i symulatorów, grając, patrząc na grę innych
i czekając na naszą kolej.
W bowling graliśmy na kilku torach, najczęściej w pięcioosobowych zespołach. Tor bowlingu mieści się na piętrze
centrum handlowego, przeznaczonym na rozrywkę. Obok sali gier i bowlingu jest tam spory barek, stoliki, kanapy,
parkiet do tańca, panuje świetna atmosfera. Łącznie na wspólnej przestrzeni przebywało wówczas ponad sto osób,
grała muzyka podawana przez DJ'a, był sobotni wieczór, ktoś obchodził urodziny w gronie przyjaciół - było bardzo
fajnie (słowo "fajnie" użyto tu z premedytacją :) ). Wiadomo, że na każdym zlocie program jest ustalany w celu
zapewnienia różnych atrakcji, ale najważniejsze jest spotkanie bliskich sobie osób (w końcu widzimy się tylko
3-4 razy w roku), rozmowy i wspólna zabawa. Można uznać, że bowling był właśnie takim kulminacyjnym i łączącym
nas momentem zlotu.
Około 23:00 wróciliśmy do Pieczysk, co wcale nie było łatwe, gdyż jechaliśmy boczną, krętą trasą, spadło trochę
śniegu, a większość z nas jechała na letnich oponach. Ale jak zwykle daliśmy radę.
Dzień był mocno wypełniony, ale nikt nie myślał o odpoczynku i pójściu spać. Zebraliśmy się na dużej sali,
zamówiliśmy jedzenie i napoje i spędziliśmy jeszcze kilka godzin na rozmowach.
Zlot poprowadził i w dużej części zorganizował Marki. Zawdzięczamy mu sprawną realizację planu i świetną zabawę.
Dziękujemy!!! Jako pierwszy ze zlotu odjechał Wodnik (wg zasady first in - first out...), a najlepiej (a
przynajmniej najaktywniej) bawił się Dziedzio, który na forum napisał potem, że zlot był "udany, śmieszny i
latający". I wszyscy się pod tym podpisujemy.
W niedzielę miała się jeszcze odbyć jazda na słynnym koronowskim "pasie", ale nawierzchnia była śliska i nie
można było poszaleć. Zatem wczesnym popołudniem rozjechaliśmy się do domów.
To tyle. Jak zwykle opis jest skrótem i swego rodzaju kroniką. Nic nie zastąpi osobistego udziału i spotkania
ze starymi i nowymi znajomymi. Po zimie czeka nas 3. sezon klubu Calibra Group.
Zapraszamy.
Andres74
|