Relacja III zlotu CG w Łebie, 19-21 września 2004
Po zlocie w Łebie na forum Calibra Group rozgorzał spór między klubowiczami... Niektórych ta wiadomość
może ucieszy, ale "niestety" nie było to nic poważnego. Otóż nie mogliśmy zdecydować, który zlot należy uznać
za najbardziej udany: ten w Kretowinach, czy raczej ten w Łebie. Pytanie pozostaje otwarte, ale faktem jest,
że z Łeby wywieźliśmy wiele ciepłych wspomnień i ciekawych przeżyć. Było towarzysko i swojsko, w calibrowych
klimatach.
Recepcjonistka w hotelu była zmartwiona od samego początku: "Jest dopiero 18.00, a niektórzy już po sześć
piw wypili!" Odpowiedź była oczywista: "Będzie takich więcej". I rzeczywiście było. Wiadomo, spotkanie mocno
zakropiono, nie ma co się z tym kryć, ani nad tym rozwodzić. Zapamiętamy wspólne imprezowanie w pokoju
gościnnym i integrację na balkonie. Marki i Hołek zapewnili nam niezłą zabawę. Były też tańce i stukanie
chodakami (cokolwiek by to miało znaczyć). I tak prawie do rana.
Choć zlot odbył się pod koniec sezonu turystycznego, nad morzem nadal było wielu wczasowiczów. Jednak w hotelu
byliśmy prawie sami (po tym jak pewna starsza para wyprowadziła się po naszej piątkowej imprezie). Na parkingu
zmieściły się wszystkie Calibry, spędziliśmy wśród nich wiele czasu: Misio rozdzielał dywaniki z logo klubowym,
Andres prezentował Magnum, zmieniono kilka kół, podłączano tuby, oglądano Bad Toys'a. Motoryzacyjny piknik na
całego - w końcu po to się spotkaliśmy. Przewinęło się ponad 30 osób, nie sposób wszystkich wymienić. Ulubienicą
wszystkich z pewnością była mała Ula.
Trochę wcześniej, przed południem, poszliśmy na ruchome wydmy. Calibry rajdów po piasku raczej by nie zniosły.
"Spacerek" był długi, ponad 7 kilometrów lasem i plażą, było wiele czasu na rozmowy, opowiadanie dowcipów i
robienie zdjęć. Na samych wydmach również było ciekawie. Shark zaprezentował nam efektowne zejście z wydmy, jak
na Prezesa przystało. Ta wycieczka trwała kilka godzin. Ostatecznie, nieźle już zmęczeni, doszliśmy do kiosku z
wodą i wagoników. Ponieważ nikt nie chciał wracać na piechotę nasza grupa zajęła dwa pojazdy. Kierowcy wyczuli
klimat i zaprezentowali szybki przejazd. Drugi wagon prawie dał radę pierwszemu. Zabrakło kilku metrów...
Potem był wspomniany "czas wolny" przy samochodach, wieczorem wybraliśmy się wspólnie na pizzę. Było co
najmniej sympatycznie.
W niedzielę pojawiliśmy się na deptaku, gdzie Calibry miały sporą publiczność. Poszliśmy na włoskie
lody (warte wspomnień, było sporo śmiechu przy tym... lizaniu). Kolejny spacer na plażę.
Calibra Group zawsze chętnie łączy się wokół wspólnych projektów, więc na pożegnanie w ciągu godziny zbudowaliśmy
symboliczny, ale całkiem imponujący model Calibry z piasku. Potem wszyscy rozjechali się do domów.
Nie wszystko można opisać i wyrazić, każdy z nas ma własne wspomnienia. Ten zlot miał prawdziwy przyjacielski
klimat. Dzięki wam/nam wszystkim. Najlepiej przeżyć to samemu, przyjeżdżając na kolejny zlot.
Andres74
|