Na II Zlot Calibra Group, Adach i Dorocia zaprosili nas w rodzinne strony, do
Kretowin.
Jezioro Narie, jedno z najczystszych w Polsce, położone jest w zachodniej części Warmii i Mazur. Zamieszkaliśmy w ośrodku Krecik, na
końcu długiego cypla, dalej był już tylko las i woda. Cisza i spokój, w sam raz na weekendowy wypoczynek.
Wiemy już, że ten zlot będziemy długo wspominać. Po powrocie V3Wi napisał na forum: "Zlot wypalił moim zdaniem w 100%, było po prostu
rewelacyjnie... Nie pamiętam tak ciepłej atmosfery na jakimkolwiek spotkaniu. Spotkali się starzy przyjaciele, nawiązano również nowe
znajomości". Istotnie, była to znakomita okazja do lepszego poznania się, nasz klub powstał przecież zaledwie kilka miesięcy wcześniej...
Zebraliśmy się zatem w gronie ponad trzydziestu osób. Niektórzy klubowicze dojechali z przygodami, np. Wodnik prawie stracił przy
hamowaniu przednie opony, gdy policjant wycelował radarem. Ostatecznie przy "suszarce" zatrzymała się dopiero Calibra Marti i Przema.
Cóż, trzeba było negocjować. Droga do Kretowin była czasami daleka: także Wachacz i Andres przejechali ponad 300 kilometrów, żeby dotrzeć
na zlot. Naszym lokum były domki rozstawione wokół polany, samochody mieliśmy pod ręką. Dwa wieczory spędziliśmy przy ognisku i przy
knajpkach niedaleko ośrodka. Było bardzo wesoło, Syla spała przy ognisku, Margareth odsłuchiwała płytę w BadToys'ie, siedzieliśmy przy
ogniu wszyscy razem, malał stos drewna, a góra puszek i butelek oczywiście rosła. W ciągu dnia świeciło słońce, ale było dosyć chłodno.
Mimo to kilka osób wykąpało się w jeziorze przy ogólnej asyście pozostałych. Tak to z morsami bywa... Pływaliśmy też kajakami.
Ważnym punktem naszego zlotu był wyjazd na pola Grunwaldu, gdzie właśnie odgrywano inscenizację słynnej bitwy. Kilka osób naszego grona
poległo z rąk Krzyżaków, w tym niestety również i Shark. Szczęśliwym trafem wszystkich udało się przywrócić do życia. W spotkanej na
parkingu Calibrze zostawiliśmy kartę z odciśniętym śladem kobiecych ust i podpisem "Zadzwoń do mnie". Ot, taki tam CG-owski żarcik. Pod
Grunwaldem były tłumy, więc stosunkowo szybko wróciliśmy do Kretowin. Atrakcją dla nas wszystkich był przecież sam przejazd kilkunastu
Calibr poruszających się w tradycyjnym "zwartym szyku". Było ciężko na polnej drodze, samochody z niskim zawieszeniem miały trudności,
ale szybko dotarliśmy na asfalt. Tam Calibry były już w swoim żywiole...
Poza tym udało nam się ustawić wszystkie Caliny na polanie i zrobić sporo grupowych zdjęć. Sesję zdjęciową w niedzielę kontynuowali Shark,
Adach i V3Wi, który wprawdzie wcześniej stracił sprzęgło, ale i tak jego Calibra po niedawnych modyfikacjach stylistycznych prezentowała
się znakomicie. Fotki granatowych coupé w starej żwirowni są jednymi z ładniejszych, jakie powstały w naszym klubie.
W niedzielę przed wyjazdem do domów pojechaliśmy jeszcze na zamknięty odcinek drogi, gdzie była okazja wypróbować akcelerometr i osiągi
naszych Calibr. Towarzyszyła nam niesamowita Yoshi, wielbicielka VW Corrado, której zawdzięczamy zresztą krótki film ze zlotu.
Wrażeń było wiele. To właśnie dlatego spotykamy się na zlotach. Do zobaczenia na następnym.